Drukuj  

Kat czy zbawca - rozmowa w Gazecie Wyborczej


Kat czy zbawca
Jędrzej Słodkowski 2012-09-07
 

Wysłał na śmierć 20 tys. starców i dzieci. Poświęcił "chore członki, by ratować zdrowe". Kim naprawdę był Mordechaj Chaim Rumkowski, szef Judenratu w łódzkim getcie - rozmowa z literaturoznawczynią Moniką Polit

Jędrzej Słodkowski:
Morderca i kolaborant. Szaleniec, któremu zdawało się, że jest boskim wybrańcem. Prostak, degenerat, pedofil o śmierdzącym oddechu. To Mordechaj Chaim Rumkowski, jakiego znamy.

Monika Polit*: I jeszcze ledwo piśmienny starzec. Człowiek bez historii, który przed wojną miał pracować dorywczo jako agent ubezpieczeniowy. Był też kupcem, ale zbankrutował. Później - kierownikiem sierocińca w podłódzkim wówczas Helenówku - tam właśnie miał dawać upust swoim rzekomym pedofilskim skłonnościom. A w końcu - nie wiadomo jak - spadł, niczym z Księżyca, na fotel przewodniczący Starszeństwa Żydów w Łodzi.

Takiego Mordechaja Chaima Rumkowskiego znamy, bo przez lata wierzyliśmy w gębę, którą mu przyprawiono. Ja także w nią wierzyłam, i to jeszcze niedawno. Ale gdy analizowałam teksty z czasów wojny - jego autorstwa i jemu poświęcone, w tym na przykład przemowy spisywane przez jego sekretarza Szmula Rozensztajna czy artykuły z gazety ''Geto-Cajtung'' - na tymże wizerunku Rumkowskiego zaczęły pojawiać się rysy.

Przekonałam się, że nie był ani taki stary - tylko o trzy lata starszy od Adama Czerniakowa, szefa Judenratu w warszawskim getcie, któremu jakoś nikt wieku nie wypomina - ani bełkotliwy i nierozgarnięty. Miał wiedzę i doświadczenie, świetnie władał językiem żydowskim i był błyskotliwym mówcą. Przełom nastąpił, kiedy zorientowałam się, że kolejni autorzy książek o getcie bezkrytycznie przepisują te same niekorzystne opinie o Rumkowskim od poprzedników. A - jak ustaliłam - pierwszym ich źródłem jest wydana w 1960 r. pionierska, ale bardzo niesolidna praca o łódzkim getcie autorstwa Wolfa Jasnego, przedwojennego łódzkiego dziennikarza.

Charakteryzując Rumkowskiego, Jasny skorzystał z zapisków niejakiego Janiego Szulmana, dziennikarza, który przed wojną współpracował z Rumkowskim w organizacjach opiekuńczych, być może był także jego przyjacielem. Ale wypaczył sens opisu Szulmana, generalnie pozytywnego, choć niepozbawionego zastrzeżeń wobec Rumkowskiego. I odmalował wizerunek Prezesa, bo tak o nim mówiono, jako człowieka skompromitowanego, prymitywnego, "prostego Żyda, łódzkiego fabrykanta".

Wkrótce tę charakterystykę powtórzył - w kolejnej ważnej książce - historyk Jeszaja Trunk. Powołał się na ustalenia Jasnego. Za nimi poszli kolejni, obie prace cytowane są do dziś.

Nikt nie sięgnął do oryginalnych zapisków Janiego Szulmana?

- Szulman sporządził swe notatki w getcie. Po wojnie trafiły do kibucu Lochamej Ha-Getaot, gdzie są do dziś. Nad oryginałem nikt nie pochylił się od kilkudziesięciu lat. Gdy go przeczytałam, zrozumiałam manipulację Jasnego.

Odkryciem były też dla mnie dokumenty znajdujące się w Archiwum Państwowym w Łodzi: protokoły z posiedzeń rady gminy żydowskiej czy przedwojenna prasa. Jeśli w gazetach składano Rumkowskiemu życzenia z okazji urodzin, relacjonowano jego odjazd ze stacji Łódź Fabryczna do Warszawy, skąd wybierał się z wizytą do Palestyny, to nie mógł być jakimś tam "prostym Żydem z Łodzi".

A był "prostym Żydem" przed przyjazdem do Łodzi?

- Zjawił się tu z bratem jako 15-latek. Miał za sobą podstawową edukację w chederze. Jego rodzinne Ilino w guberni witebskiej było jedną z setek biednych mieścin w krainie zwanej Lite. Jej terytorium pokrywa się z dzisiejszą Litwą, Łotwą, Białorusią, północno-wschodnią Polską, zachodnią Rosją i północną Ukrainą. Lite to jednak nie tyle twór geograficzny, ile kulturalno-religijny. Żydzi z Lite sprzyjali haskali, czyli żydowskiemu oświeceniu. Z jednej strony dogłębnie studiowali święte teksty, z drugiej - otwierali się na świat: poznawanie innych języków, naukę algebry, przedmiotów praktycznych itd. Stereotypowy litwak był człowiekiem śmiertelnie poważnym, śmiejącym się wyłącznie sarkastycznie, i upartym - nie do zdarcia w dążeniu do celu.

Pod koniec XIX w. litwacy masowo opuszczali rodzinne strony ze względu na zacofanie i represje carskie. Wielu udało się do dwóch potężnych ośrodków w Królestwie: Warszawy i Łodzi. Żydzi z Królestwa musieli stawić czoło fali szalenie pracowitych i dynamicznych konkurentów. A litwacy doskonale się w nowej sytuacji odnajdywali.

Mordechaj Rumkowski, który był wręcz modelowym litwakiem, już w wieku 20 lat założył fabrykę pluszu. Opowieści o tym, że plajtował, są wyssane z palca. Musiał zwinąć fabrykę dopiero podczas I wojny światowej. Co z nią zrobił? Zawiózł maszyny do Moskwy i tam uruchomił działalność. A do tego pomagał uchodźcom.

Główna teza pani książki jest następująca: nie sposób zrozumieć postępowania Rumkowskiego w czasie wojny, nie uwzględniając jego litwackich korzeni i syjonistycznych przekonań. Gdzieniegdzie wspomina się, że był działaczem syjonistycznym, ale dopiero od pani dowiedziałem się, że przewodził łódzkim syjonistom - silnemu ugrupowaniu w wielkiej żydowskiej społeczności.

- No właśnie - nie spadł z księżyca. Rumkowski nieprzerwanie od 1914 do 1939 r. znajdował się w centrum wydarzeń łódzkiej gminy żydowskiej, a także odgrywał ważną rolę na polskiej scenie syjonistycznej. Podczas wyborów zawsze startował z numerem pierwszym. Przez całe dwudziestolecie pełnił na zmianę funkcję członka zarządu albo rady gminy żydowskiej. Był członkiem zarządu Komitetu Syjonistycznego w Łodzi oraz Rady Partyjnej Organizacji Syjonistycznej w Polsce. Wraz z przywódcami polskich syjonistów, posłami na Sejm dr. Ignacym Schiperem iIzaakiem Grünbaumem przemawiał na partyjnych mityngach. Podejmował Nahuma Sokołowa, przewodniczącego Światowego Kongresu Syjonistycznego, wielką postać literatury. Jeśli przejrzy pan księgę protokołów posiedzeń rady gminy, zobaczy pan nazwisko Rumkowskiego na każdej stronie. Nieustannie zabierał głos, zgłaszał wnioski, protestował, forsował swoje pomysły.

Miał także zacięcie publicystyczne.

- Współtworzył kilka pism. Najważniejszym był miesięcznik ''Der Jusem'', czyli ''Sierota'', który docierał także do Palestyny i Stanów Zjednoczonych. W jego tworzeniu uczestniczył m.in. Janusz Korczak. Pismo było poświęcone ''opiece nad sierotami'', ''wychowaniu dzieci'', ''ochronie kobiet'' i ''żydowskiej pomocy społecznej'', ale Rumkowski, ten przebiegły litwak, uczynił z niego narzędzie walki politycznej przeciw tym, których nienawidził, przede wszystkim rządzącym w łódzkiej gminie chasydom.

Rumkowski nasiąkał syjonistycznymi ideami od małego, bo przecież syjonizm kwitł na żyznej litwackiej glebie. Łódź miała być tylko przystankiem w jego drodze do żydowskiego państwa w Palestynie. Wierzył w to nawet w getcie.
Czy sierociniec w Helenówku, którym zarządzał ze zmiennym szczęściem do finansów, nie był właśnie próbą stworzenia takiego małego żydowskiego państewka?

- Sierociniec był wychowawczym eksperymentem. Dziś tego nie pojmujemy, ale wówczas bycie sierotą naznaczało na całe życie, uniemożliwiało osiągnięcie nawet średniego poziomu życia. Rumkowski chciał, by dzieci pozbyły się piętna. Życie w Helenówku było oparte na pracy w duchu syjonistycznym, wyrażającym się w hasłach przebudowy i przewarstwowienia. Sam był przykładem człowieka, który przeszedł przebudowę i przewarstwowienie: wyjechał z Ilina i własnymi rękami, tytaniczną pracą po kilkanaście godzin na dobę, stworzył się na nowo. Helenówek miał przypominać wioski dziecięce powstające już wówczas w Palestynie. Dzieci uczyły się pracy na roli i w gospodarstwie - Helenówek miał być samowystarczalny. Nie zaniedbywano edukacji religijnej i ogólnej. Wielu wychowanków stało się chalucami, czyli pionierami przygotowanymi do pracy - przede wszystkim na roli - w Palestynie. Jeśli sieroty wykazywały inne zdolności, pozwalał im się kształcić w gimnazjach i na uniwersytetach. Oprócz Helenówka prowadził także osobne domy opieki dla chłopców i dziewcząt. Wyjątkowo zdolni mogli w nich mieszkać nawet do skończenia studiów.

Ośrodki Rumkowskiego były wówczas jednymi z najnowocześniejszych w Europie, choć dziś pewnie byśmy tak ich nie określili. Rumkowski bił dzieci, niewykluczone też, że postępował niemoralnie wobec młodych pracownic Helenówka - ten wątek był zresztą bardzo twórczo rozwijany w kolejnych publikacjach o Rumkowskim, ale o tym może później.

Praca i autonomia stają się pod jego rządami najważniejszymi hasłami getta.

- Bo to naczelne hasła jego - litwaka i syjonisty - życia. Rumkowski czyni wszystko, żeby pokazać Niemcom, iż zorganizowany przez niego system pracy jest w stanie produkować tanio, dużo i szybko. Niemcy widzą w tym interes i dzięki temu getto trwa aż do lata 1944 r., grubo ponad rok dłużej niż warszawskie.
Dzieci z łódzkiego getta czekają na transport do obozu zagłady w Chełmnie.

Jak uważa się powszechnie - za cenę kolaboracji z hitlerowcami.

- Rumkowski nie został szefem Judenratu przez przypadek, jak twierdzą jedni, ani sobie tej funkcji u Niemców nie wychodził, jak piszą inni. Został wyłoniony niemieckim rozkazem z grupy prominentnych członków gminy żydowskiej, którzy nie uciekli z Łodzi.

Żeby zrozumieć Rumkowskiego, musimy pamiętać, że getto nie jest wytworem XX, ale XVI wieku. Prezes, człowiek świadomy przeszłości swego narodu, wykształcony religijnie, patrzy na getto jak na kolejne, choć może najtragiczniejsze, ogniwo w dziejach diaspory żydowskiej. Myśli, co znajduje potwierdzenie w jego mowach, w ten sposób: "Możemy zrobić tylko to, co robili nasi przodkowie w opresji: zsolidaryzować się, ułożyć się z naszym władcą i próbować przetrwać". A to oznaczało uznanie zwierzchności niemieckiego prawa oraz tworzenie własnego, możliwie niezależnego systemu: pracy, opieki społecznej, zdrowotnej, poczty. Rumkowski jest syjonistą, więc próbuje utworzyć w getcie namiastkę państwa. Całkowicie centralizuje władzę, bo boi się, że ktoś mógłby jego plan zepsuć.

Nie usprawiedliwia pani syjonistyczną formacją Rumkowskiego jego ponadprzeciętnej żądzy władzy? Przecież był politykiem i jak każdy polityk chciał mieć jak najlepsze warunki do rządzenia. Sprawował rządy dyktatorskie, co akurat jest wbrew żydowskiej tradycji.

- To prawda, sam nazwał się dyktatorem. Z początku w getcie działały rady robotnicze, z którymi Rumkowski miał się konsultować. Rozmowy były zrywane, a robotnicy wychodzili na ulice, a wówczas do akcji wkraczali Niemcy i krwawo pacyfikowali demonstracje. Dyktatura była - zdaniem Rumkowskiego - jedynym wyjściem w tak trudnym czasie.

Rzeczywiście, to wbrew tradycji żydowskiej, zgodnie z którą władza musi być dzielona i ograniczana. Bywały jednak w przeszłości sytuacje szczególnego zagrożenia, gdy liderzy społeczności ustanawiali władzę autorytarną. Były to najczęściej jednostki uznające siebie za mesjaszy i przynoszące swemu narodowi nieszczęście.

Tu dochodzimy do kolejnego mitu. Z Rumkowskiego kpi się często, zarzucając mu, że uwierzył w swoją szczególną rolę namaszczonego. Tymczasem w przypadku Rumkowskiego o żadnym mesjanizmie nie może być mowy! Był litwakiem, a litwacki rys judaizmu jest z gruntu antymesjanistyczny. Litwacy odnosili się do Boga powściągliwie, nie wierzyli w możliwość rychłego przyjścia Mesjasza, nie szukali bezpośrednich więzów z Bogiem, jak robili to chasydzi. Rumkowski nie mógł widzieć w sobie pomazańca.

Czy jednak pomysł Rumkowskiego, by umieścić własną podobiznę na znaczkach pocztowych, nie był przejawem megalomanii?

- To był pomysł wpisujący się w polityczną obrzędowość tamtych czasów. Nie jest też niczym dziwnym, że dzieci układały dla niego wierszyki, darowywały mu laurki i brały udział w paradach. Wychowawcami w szkołach byli ci sami ludzie, którzy przed wojną organizowali parady na cześć marszałka Piłsudskiego czy Rydza-Śmigłego, a na dzień imienin dyrektora szkoły przygotowywali z dziećmi laudacje.

W książce dowodzi pani, że - do pewnego momentu - współpracę Rumkowskiego z Niemcami popierali rabini. Co więcej, że "przyklepywali" oni nawet wysyłanie ludzi na śmierć.

- Rabini uczestniczyli w posiedzeniach, podczas których - na żądanie Niemców - tworzono listy deportacyjne. Wszystko wskazuje na to, że i Rumkowski, i rabini wiedzieli, iż dla wyznaczonych oznacza to śmierć. W pierwszej kolejności postanowił deportować przestępców. Zdaniem rabinów nie był to grzech. Argumentowali, że to elementy szkodliwe, urągające prawom ludzkim i boskim, które zagrażają egzystencji całej społeczności. Rabini wskazywali tylko, że nie wolno włączać na listę słabych, chorych i dzieci.
Dlaczego nie walczyli? I czy rzeczywiście bez sprzeciwu szli na śmierć?: ''Kiedy opór?''; ''Opór zbrojny przeciwko Holokaustowi''; ''W oddziałach leśnych''

Ale we wrześniu 1942 r. Niemcy żądali wydania 20 tys. nieproduktywnych osób: dzieci, starców i chorych. To najtragiczniejszy moment w historii łódzkiego getta - Wielka Szpera. Tego rabini nie mogli już zaakceptować.

- Wycofali się z posiedzeń już wcześniej, kiedy okazało się, że likwidowane są szpitale. Rumkowski wygłosił mowę, w której oznajmił, że musi poświęcić członki, by uratować ciało. Tak jego zdaniem trzeba było działać, tak mówiła, to określenie Ben Guriona, ''ekonomia narodu''.

Adam Czerniaków w podobnej sytuacji popełnił samobójstwo.

- Czerniaków nie był religijnym Żydem, Rumkowski był nim do cna - samobójstwo nie wchodziło w grę. Rumkowski, dystrybuując śmierć, sam podlegał karze śmierci w przypadku odmowy wykonania rozkazu. A nie wyobrażał sobie, że mógłby zostawić "swoich Żydów" - czuł się twórcą i przywódcą gettowego quasi-państwa. Mógł się tylko targować. Niemcy domagali się ponad 20 tys. Rumkowski odmówił, powiedział: "co najwyżej 20 tys.". Niemcy zgodzili się, ale pod warunkiem, że dostarczy jednostki nieproduktywne.

Rumkowskiego przedstawia się jako sadystę, który niemal z przyjemnością wydał Niemcom bezbronnych ziomków. To bzdura. Według relacji jego sekretarzy przez cały czas trwania Wielkiej Szpery nie wychodził z gabinetu. Pełen wigoru tytan pracy opadł z sił. Nic nie mówił, prawie nic nie jadł. Zapadł się w siebie, głęboko przeżywał tę sytuację. Miał świadomość, że firmując tę akcję, zostanie na zawsze zapamiętany jako kat.

Ale "ekonomia narodu" jest dla oceny Rumkowskiego korzystna: łódzkie getto przeżyło - według różnych szacunków - od 5 do 12 tys. Żydów. To znacznie więcej, niż ocalało z jakiegokolwiek innego getta. Wśród tych, którzy przeżyli, jak wiemy, nie było Rumkowskiego. Skończył - tak samo większość "jego Żydów" - w piecu.

W czasie gdy pisała pani książkę, ukazały się dwie głośne powieści, których bohaterem jest Chaim Rumkowski:''Fabryka muchołapek'' Andrzeja Barta i ''Biedni ludzie z miasta Łodzi'' Steve'a Sema-Sandberga. Obie poddaje pani miażdżącej krytyce. Bartowi zarzuca pani, że nie ustalił niczego nowego na temat Rumkowskiego. To chyba niesprawiedliwe, tę pretensję należy kierować do historyków, a nie pisarzy.

- Zdenerwowały mnie wypowiedzi Barta, że "Fabryka muchołapek" jest efektem jego wieloletnich studiów nad historią Rumkowskiego. Przecież ta książka pozszywana jest z wypowiedzi postaci, które są od dawna znane z rozmaitych publikacji - czyżby to zajęło mu aż ćwierć wieku? Czy wytrawnego pisarza nie powinno zastanowić, że wizerunek Rumkowskiego jest zbyt spójny, że coś w nim nie gra? Czy naprawdę to człowiek bez przeszłości, bez tożsamości? Zjawia się znikąd i zostaje szefem Judenratu w drugim co do wielkości skupisku żydowskim w Europie?

Powieść Steve'a Sema-Sandberga jest - moim zdaniem - efekciarska, źle skonstruowana, nużąca. Według pani także kłamliwa. A stała się światowym bestsellerem. Czy jako literaturoznawczyni może pani to wyjaśnić?

- Epatowanie okrucieństwem i seksem, zwłaszcza w jego wynaturzonej, pedofilskiej postaci, świetnie się sprzedaje. Zwłaszcza gdy w tle mamy makabrę Zagłady. To wyjątkowo niedobra książka, do dziś zresztą nie znalazłam ani jednej pozytywnej recenzji krytyka literackiego. Ciekawe, że w Polsce bestsellerem nie została.

Dlaczego?

- Może jedną z przyczyn był niesmak, jaki towarzyszył premierze ''Biednych ludzi z miasta Łodzi'' podczas Festiwalu Conrada w Krakowie. Spotkanie prowadził prof. Jacek Leociak, mój promotor z Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Jako znawca tematu, a do tego literaturoznawca, nie miał żadnych problemów z rozebraniem książki na czynniki pierwsze i wskazaniem, że po odjęciu efekciarskich ''błyskotek'' zostają z niej same trociny. Sem-Sandberg zakończył spotkanie w gwałtowny i nieprzyjemny sposób. Potem miał pretensje do twórców festiwalu, że mieli promować jego książkę, a tymczasem on zebrał baty.

Rumkowski u Sema-Sandberga jest odrażającym pedofilem. Twierdzi pani, że Lucille Eichengreen, pracownica administracji getta, na której wspomnieniach Sem-Sandberg się oparł, zmyśla.

- Najpierw wyjaśnijmy jedno: Rumkowski - jak wcześniej mówiłam - miał słabość do młodych kobiet, wspomina o tym wielu świadków. Sama poznałam ocalonego z getta, który opowiadał mi, że przez dziurkę od klucza podglądał z kolegami, jak Rumkowski zabawiał się z sekretarkami. Lucille Eichengreen w wydanej w 2000 r. książce ''Rumkowski and the Orphans of Lodz'' opowiedziała o praktykach seksualnych, do jakich miał ją zmuszać Rumkowski, a także o molestowaniu, jakiego miał się dopuszczać wobec dzieci - chłopców i dziewcząt. Problem w tym, że w wydanej kilka lat wcześniej książce wspomnieniowej ''From Ashes to Life: My Memories of the Holocaust'', która przyniosła jej sławę, nawet się o tym nie zająknęła. Pisze tam jedynie, że Rumkowski miał składać jej niedwuznaczne propozycje. Wstrząsającymi informacjami nie podzieliła się też wcześniej, składając zeznania w Yad Vashem - i przez kilka poprzednich dekad.
Wokół pamięci łódzkiego getta i ocen Rumkowskiego - głos prof. Jacka Leociaka i fragmenty książki Moniki Polit:''Koniec ery pamięci''; ''Moja żydowska dusza nie obawia się dnia sądu''

Przyjrzyjmy się teraz oskarżeniom o pedofilię. Pani Eichengreen opisuje przeżycia molestowanych przez Rumkowskiego w Helenówku sierot, które miała poznać podczas wojny, oraz relacje świadków, którzy znali historie kolejnych zgwałconych dzieci. Z niektórymi świadkami nawet się przyjaźniła, i to przez wiele lat po wojnie. Żadne podawane przez nią imiona, nazwiska, pełnione funkcje (jeden ze świadków miał być np. radnym Łodzi) i inne szczegóły, które pozwalałyby potwierdzić istnienie zarówno takich dzieci, jak i świadków się nie zgadzają! Takie postaci nie istniały.

I jeszcze: opisywane po pół wieku wydarzenia pełne są zadziwiających szczegółów i rozbudowanych dialogów. Zaskakuje skrupulatność w przywoływaniu adresów, zresztą również nie dających się potwierdzić.

Eichengreen twierdzi, że już przed wojną toczył się przeciw Rumkowskiemu proces o pedofilię - nic takiego nie miało miejsca. Uważne czytanie "Rumkowski and the Orphans of Lodz" wskazuje na jedno: jej wspomnienia są starannie spreparowanym pseudodokumentem, wymyślonym i ulepionym z innych relacji.

''Gdyby Rumkowski nie zginął w Auschwitz, stanąłby po wojnie przed sądem. Sądziliby go jemu współcześni, ludzie, którzy przeżyli wojnę i uniknęli śmierci'' - napisał Szewach Weiss. Jaki zapadłby wyrok?

- Na pewno nie byłaby to kara śmierci, chyba że wymierzyłby mu ją na własną rękę, w ramach samosądu, były więzień getta albo krewny innego, który pojechał z getta do obozu śmierci. O ile wiem, żaden z członków Judenratów, którym udało się przeżyć, nie został skazany nawet na najmniejszą karę. Uważano, że ten, kto nie był getcie lub w obozie, nie może zrozumieć, przed jakimi wyborami stawiano tam ludzi. I nie może wymierzać sprawiedliwości tym, którzy tych wyborów musieli dokonywać.

O co pani zapytałaby Rumkowskiego, gdyby miała taką okazję?

- Chyba chętniej porozmawiałabym z Reginą, żoną Rumkowskiego. Tak młoda i dobrze wyglądająca kobieta na pewno miała szansę się uratować, ale wolała pojechać na śmierć ze swoim starym mężem. Z miłości? Czy dlatego, że obawiała się życia z piętnem?
Roman Rumkowski, bratanek Mordechaja, który jako chaluc [członek żydowskiej organizacji młodzieżowej] wyjechał w 1937 r. do Palestyny, opowiedział mi, że w drugiej połowie lat 40. biegał do portu w Hajfie, gdzie przypływały statki z polskimi Żydami. ''Czy jest tu ktoś z Łodzi?!'' - wykrzykiwał. ''Tak, ja jestem'' - odpowiedziała pewnego razu kobieta. Po krótkiej wymianie zdań zapytała: ''Jak się nazywasz, chłopcze?''. ''Rumkowski'' - odpowiedział. Kobieta odwróciła się i w panice uciekła.

Chętnie porozmawiałabym z Baruchem Praszkierem, przedwojennym towarzyszem partyjnym i prawą ręką Rumkowskiego w getcie, który zmarł w Izraelu pod koniec lat 80. Albo z Aronem Jakubowiczem, który także zmarł w tamtym czasie, i pozostałymi członkami koterii wysokich urzędników administracji getta, którzy żyli w znakomitej komitywie z Niemcami, zostali przez nich ocaleni i świetnie sobie w powojennym życiu poradzili. O ile wiem, nie zostawili po sobie żadnych pamiętników, nikt nie przeprowadził z nimi wywiadów. Spóźniliśmy się o wiele lat.

*Monika Polit - literaturoznawczyni i tłumaczka jidysz. Edytorka dokumentów z Archiwum Przełożonego Starszeństwa Żydów w Getcie Łódzkim i Podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego (m.in. ''Reportaże z warszawskiego getta'' Pereca Opoczyńskiego). Współpracuje z Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN i Zespołem Badań nad Literaturą Zagłady w Instytucie Badań Literackich PAN. Wydana właśnie książka bazuje na jej pracy doktorskiej obronionej w 2011 r.

''Moja żydowska dusza nie obawia się dnia sądu. Mordechaj Chaim Rumkowski. Prawda i zmyślenie'', Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2012
Ghetto Litzmannstadt

W lutym 1940 r. Niemcy utworzyli w Łodzi - przemianowej na Litzmannstadt - getto. Objęło ono biedne i zaniedbane części miasta - Bałuty i Stare Miasto. Do lata 1944 r. przez getto przeszło ponad 200 tys. Żydów: z Łodzi, okolicznych miast i miasteczek, Kujaw, a także Austrii, Niemiec, Czech i Luksemburga. Do osobnego obozu na terenie getta trafiło 5 tys. Cyganów z Burgenlandu. 45 tys. więźniów getta zmarło z głodu, zimna, wycieńczenia i chorób.

Na początku 1942 r. rozpoczęły się wywózki do obozu śmierci w Chełmnie nad Nerem. Najbardziej dramatycznym wydarzeniem w historii getta była Wielka Szpera, której 70. rocznica właśnie mija. Słowo ''szpera'' pochodzi od terminu ''Allgemeine Gehsperre'' oznaczającego całkowity zakaz wychodzenia z domostw. We wrześniu 1942 r. taki zakaz trwał aż tydzień (5-12 września). W tym czasie Niemcy wywieźli do obozu zagłady prawie 20 tys. dzieci do lat dziesięciu, chorych i starców.

Ostatnie transporty Żydów z Ghetto Litzmannstadt odjechały do Auschwitz pod koniec sierpnia 1944 r. Jednym z nich do krematorium pojechał Mordechaj Chaim Rumkowski, przewodniczący Judenratu w getcie. Getto przeżyło, według różnych szacunków, od 5 do 12 tysięcy osób.

Przemówienie Mordechaja Chaima Rumkowskiego z 4 września 1942 roku. Początek Wielkiej Szpery

''Getto otrzymało potężny cios. Żąda się od niego tego, co najcenniejsze - dzieci i starców. Nie miałem przywileju posiadania potomstwa i dlatego dziecku poświęciłem najlepsze lata swego życia. Z dzieckiem żyłem i oddychałem. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że moje ręce będą zmuszone złożyć dziecko w ofierze. W mojej starości muszę wyciągnąć ręce i prosić: Bracia i siostry, oddajcie mi je! Ojcowie i matki, oddajcie mi wasze dzieci.

(...) Przyszedłem jak złodziej, by zabrać to najlepsze, co piastujecie pod sercem! Czyniłem wszystko, by nie doszło do tego nieszczęścia, a kiedy uniknięcie go stało się niemożliwe, próbowałem je załagodzić. (...) Chciałem uratować przynajmniej dziewięcio- i dziesięciolatków. Nie wyrażono na to zgody. Jedno mi się udało - uchronić dzieci od dziesięciu lat wzwyż i niech to będzie pociechą w naszym wielkim bólu''.

tł. z jidysz Monika Polit

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl

 


Copyright © tekst i zdjęcia  Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN [jeżeli nie zaznaczono inaczej]
www.holocaustresearch.pl