Ludzie listy piszą ...
Prezentujemy czytelnikom wymianę korespondencji zainicjowaną listem, który Konsul Generalny RP w Nowym Jorku, Ewa Juńczyk-Ziomecka, poleciła swojemu urzędnikowi odczytać na konferencji naukowej pt. „Holokaust w okupowanej Polsce: nowe ustalenia, nowe interpretacje”. Konferencja odbyła się na Uniwersytecie Princeton w dniach 29-30 października 2010 r. Pani konsul sama na konferencji się nie zjawiła. Obok tego listu zamieszczamy również odpowiedź grupy amerykańskich historyków - uczestników zjazdu, oraz list prof. Barbary Engelking, szefowej Centrum Badań Nad Zagładą Żydów przy Instytutu Filozofii i Socjologii PAN wystosowany do p. Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych RP. Oburzenie p. Juńczyk-Ziomeckiej wywołał sam tytuł konferencji oraz tytuły referatów, które miały na niej zostać wygłoszone.
Komentarz List p. konsul i jego publiczne „wygłoszenie” przez specjalnie w tym celu wydelegowanego urzędnika nowojorskiego konsulatu stanowią niezwykle niepokojący ewenement, który zasługuje na pobieżne choćby omówienie.
Konferencje naukowe dotyczące przebiegu Zagłady w tym czy w innym kraju odbywają się często i nie wzbudzają najmniejszych kontrowersji. Gdyby p. Juńczyk-Ziomecka zechciała zasięgnąć opinii kogokolwiek znającego się na tej tematyce, szybko zrozumiałaby, że sformułowanie „Holokaust w Polsce” (nawet bez dodatkowego uściślenia w postaci przymiotnika „okupowanej”) ma wyłącznie kontekst geograficzny i że trzeba złej woli, żeby rozumieć to jako „polski Holokaust”. Pobieżny nawet przegląd półek w każdej bibliotece uniwersyteckiej ujawnia tytuły w rodzaju „Holokaust w Związku Radzieckim”, „Holokaust na Ukrainie” „Holokaust na Litwie” itp. itd. - tego typu sformułowania są standardem w naukowym dyskursie dotyczącym Zagłady i nikomu nie przyszłoby na myśl, że chodzi tu o cokolwiek innego niż o wyznaczenie ram geograficznych. Drugi zarzut p. konsul Juńczyk-Ziomeckiej łączy się z jednostronnością zgłoszonych referatów, które – jak pisze polska dyplomatka – mogą wywołać wrażenie, że Zagłada była spowodowana przez Polaków, a nie przez Niemców. Zacznijmy od dość oczywistego stwierdzenia, że ludzie myślący budują swoje opinie na podstawie lektury lub wysłuchania referatów - z całą pewnością nie na podstawie tytułów prac, z którymi się nie zapoznali. Trudno jest dyskutować z kimś o książce, której dana osoba nie czytała. Konferencja w Princeton była konferencją naukową, warsztatową, gromadzącą historyków amerykańskich i polskich, którzy poświęcili całe swoje naukowe życie badaniom stosunków polsko-żydowskich. Konferencja w Princeton była poświęcona „nowym ustaleniom i nowym interpretacjom”. Stwierdzenie, że Niemcy są odpowiedzialni za Zagładę, nie jest ustaleniem nowym.
W swoim liście p. konsul zadaje retoryczne pytanie: „jak inaczej można zrozumieć początkowy referat zatytułowany: „Segregacja po śmierci: antysemityzm, zwłoki i szkolenie lekarzy w przedwojennej Polsce”? „Boję się” - pisze dalej p. konsul – „że z tego można wyciągnąć wniosek, że Holokaust nie został spowodowany dojściem Hitlera do władzy, lecz tym, co działo się w Polsce w latach 1930". Kłopot w tym, że nie wysłuchawszy referatów można wyciągnąć dowolną ilość niczym nieuzasadnionych wniosków. Natomiast dla badaczy, który starają się zrozumieć logikę mordów na Żydach ukrywających się „po aryjskiej stronie” w latach 1942-1945 znajomość stanu świadomości polskiego społeczeństwa jest rzeczą o wielkim znaczeniu. O znaczeniu wręcz podstawowym. P. Juńczyk-Ziomecka najwyraźniej nie orientuje się, jaka była przewodnia idea zjazdu w Princeton - nie jest to zresztą jej obowiązkiem. Gdyby jednak p. konsul wykazała minimum zainteresowania tematyką konferencji, to dowiedziałaby się, że cała idea spotkania opiera się na wskazaniu, że oto dokonuje się niesłychanie istotny przełom w badaniach nad Holokaustem, jakim jest wprowadzenie do obiegu naukowego setek tysięcy stron dokumentacji, o której dotychczas wiedziano niewiele lub nic. To właśnie te ogromne ilości nowych danych z archiwów zmuszają historyków do przewartościowania oceny obszaru badawczego, który nazwać można „marginesem Zagłady”. Ale żeby o tym się dowiedzieć, trzeba pofatygować się na konferencję i uważnie wysłuchać referatów, a nie wysyłać pełne wzburzenia pisma, które są wyrazem frustracji i ignorancji, a nie poszukiwania prawdy.
Czy w jakimkolwiek innym przypadku można by zrozumieć urzędniczkę polskiego MSZ pouczającą grupę poważnych badaczy, zebranych na uniwersyteckiej konferencji badawczej, o właściwej interpretacji historii? Czy wynika z tego, że polski MSZ posiadł jakąś jedynie słuszną wykładnię historii Zagłady? Czy mówienie o współudziale pewnych części polskiego społeczeństwa w dziele wyniszczenia Żydów jest sprzeczne z polską racją stanu? Amerykańscy uczeni obecni na zjeździe zareagowali początkowo ze zdumieniem - a potem ze wzburzeniem - na enuncjacje przedstawicielki państwa polskiego. Tego rodzaju interwencje (w środowisku uniwersyteckim!) są niedopuszczalne, a już na pewno nie przyczyniają się do „obrony dobrego imienia Polski” w świecie. Jeżeli już, to wystawiają Polskę na pośmiewisko.
~ Członkowie Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN www.holocaustresearch.pl> |