RECENZJE - Raul Hilberg, Pamięć i politykaAdam Michnik Pamięć to błogosławieństwo i przekleństwo narodów o tragicznej historii. Nakazuje: mając do wyboru miłość do swego narodu lub prawdę o nim, wybieraj miłość. Raul Hilberg wybierał prawdę I W czasach już prehistorycznych, przed 1968 r., spotykaliśmy się często w gronie przyjaciół, by dyskutować o historii Polski i naprawianiu świata. Rozmawialiśmy o tym, co uważaliśmy za najważniejsze: o pakcie Ribbentrop-Mołotow, o zbrodni katyńskiej, o wielkich procesach stalinowskich i łagrach na Kołymie, o powstaniu warszawskim i powstaniu węgierskim 1956 r., o polskim Październiku, Gomułce i Chruszczowie. Nie zapamiętałem ani jednej rozmowy o zagładzie Żydów. Jeśli Gułag i Kołyma były tematami, to Auschwitz i Zagłada były zapomniane i pomijane, oswojone, jakoś nieciekawe. Po latach zrozumiałem, że nie był to wyłącznie problem kręgu moich przyjaciół. Po wojnie - wszędzie, nie tylko w Polsce - o Zagładzie jakby zapomniano. Państwa Zachodu zajęte były zimną wojną ze Związkiem Sowieckim. Nowy wróg - choć wczorajszy aliant - odsuwał uwagę od niedawnej koszmarnej przeszłości komór gazowych Treblinki. Związek Sowiecki ogłosił już w 1945 r. - słowami Stalina - że największe ofiary w wojnie z Hitlerem poniósł naród rosyjski i to jemu należy się pierwsze miejsce na liście męczenników. Inne narody - także żydowski - zamilkły w wielkim morzu sowieckiego ''internacjonalizmu''. Wszelkie publikacje na temat Zagłady zostały w Związku Sowieckim zablokowane. Polacy opłakiwali własne - polskie - ofiary; rzadko i niechętnie - zwłaszcza po 1948 r. - wspominano o Żydach, z których opustoszały polskie miasta. Cmentarze żydowskie niszczały w zapomnieniu. Wreszcie Żydzi. Młode państwo Izrael czciło walkę Izraelczyków o własne państwo, troszczyło się o własną przyszłość, nie rozpamiętywało Zagłady jako fragmentu własnej historii i tożsamości. Stosunek do ludzi ocalałych z Zagłady bywał wyższościowy, często lekceważący i niechętny. To nie był temat dla świata powojennego. II Odmienił to dopiero proces Eichmanna. Jednak już wcześniej był to temat dla Raula Hilberga, Żyda z Austrii, wywiezionego przez rodziców w ostatniej chwili do Stanów Zjednoczonych. Uniknął w ten sposób śmierci, a temat Zagłady zyskał jednego z najwybitniejszych historyków. Hilberg uznał opisanie Zagłady za misję swojego życia (zmarł w 2007 r.). Tej misji pozostał wierny, co zaświadczają dwa jego monumentalne dzieła: : ''Zagłada Żydów europejskich'' oraz ''Sprawcy, ofiary, świadkowie. Zagłada Żydów 1933-1945''. Najpierw był osamotniony. Gdy przystępował do badań archiwalnych, jego mistrzem był Franz Neumann, autor głośnej książki ''Behemoth'', traktującej o naturze nazizmu. Gdy Hilberg przyniósł mu pierwszą wersję swojej pracy magisterskiej, Neumann zgłosił tylko jedno zastrzeżenie. ''Miał na myśli - wspominał Hilberg - moją tezę, iż Niemcy korzystali z tego, że Żydzi, wykonując zarządzenia, współpracowali przy własnej zagładzie. Neumann nie powiedział, że ustalenie to jest niezgodne z jakimiś faktami; nie powiedział, że nie przeprowadziłem dostatecznych badań. Stwierdził: >>To zbyt trudne do zniesienia - niech pan to usunie<<. Usunąłem ten fragment, ale skrycie postanowiłem przywrócić go w większej pracy''. Gdy przystąpił do pracy nad monografią, usłyszał od Neumanna: ''To będzie twój pogrzeb''. Toteż nieraz bywał na progu katastrofy. Stale brakowało mu pieniędzy, napotykał niechęć wśród wydawców i w środowisku akademickim. Najbardziej bolesna krytyka przyszła do Hilberga z Yad Vashem, izraelskiego Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Zagłady. Z opinii napisanej przez dyrektora tej instytucji dowiedział się: ''Tutejsi historycy żydowscy mają zastrzeżenia wobec Pańskich wniosków historycznych, zarówno w odniesieniu do porównań z minionymi epokami, jak i Pańskiej oceny oporu Żydów (czynnego i biernego) podczas okupacji nazistowskiej''. Z kolei inny wydawca zwracał uwagę, że wiele komentarzy Hilberga ''przypomina bardziej ton » polemisty oskarżyciela «niż historyka''. Inny zwracał uwagę, że jego refleksje na temat antysemickich deklaracji Marcina Lutra ''mogą być obraźliwe dla pewnych grup wyznaniowych''. III
A cóż dopiero pamięć żydowska! Była pełna bólu i podatna na zranienie. Nie ma nic gorszego dla rzetelnego historyka niż moment bólu pamięci tak wielkiego, że prawda jest ''zbyt trudna do zniesienia''. Pamięć to błogosławieństwo i przekleństwo narodów o historii naznaczonej nieszczęściem. W chwili katastrofy to dla narodu broń ostateczna, ostatni bastion narodowej samoobrony. W takich chwilach tylko pamięć pozwala zachować wiarę, że byliśmy kiedyś dobrzy, piękni i szlachetni; że - sami skrzywdzeni - nigdy nie krzywdziliśmy innych; że nigdy nie było wśród nas tchórzy, zdrajców i łajdaków. Taka pamięć tworzy piękne mity narodowe i uwzniośla przeszłość; upiększa to, co szpetne; skazuje na niepamięć grzechy własnej wspólnoty. Taka pamięć nakazuje: mając do wyboru miłość do swego narodu lub prawdę o nim, wybieraj miłość. Twój naród bowiem jest jak własna matka, a nie godzi się dziecku mówić źle o matce. Toteż oskarżano Hilberga o ''zniesławianie umarłych''. O co poszło?
Przedstawiłem - wspomina Hilberg - ''zachowania gmin żydowskich, ponieważ instytucje żydowskie postrzegałem jako przedłużenie niemieckiej maszynerii biurokratycznej. Wiedziony logiką, wykazałem, w jak znacznym stopniuNiemcy polegali na współpracy Żydów. Musiałem zbadać żydowską tradycję pokładania ufności w Bogu, zawierzenia książętom, prawom i kontraktom. Wreszcie musiałem zastanowić się nad rachubami, którymi kierowali się Żydzi, tj., że prześladowca nie zniszczyłby tego, z czego mógłby czerpać zyski. Właśnie ta strategia dyktowała imperatyw przystosowania się i z góry wykluczała opór. (...) Od 1933 r. do samego końca przywódcy żydowscy nie tworzyli nowej oligarchii, powołanej przez sprawców, np. rabin Leo Baeck przewodził Żydom niemieckim przed 1933 r.''; ''zadania administracyjne wykonywane przez judenraty w zdominowanej przez Niemcy Europie zdejmowały ten ciężar z niemieckiego aparatu (...); żydowski ruch oporu był znikomy, a straty niemieckie niemal zerowe''. Życzliwy recenzent - Hugh Trevor-Roper - rolę Żydów w Zagładzie nazwał ''najbardziej zaskakującym odkryciem'' Hilberga i ''najmniej chętnie przyjmowanym'' przez czytelników. Hilberg po latach wyznał: ''Nie doceniłem wagi mitów i za bardzo liczyłem na trzeźwy osąd czytelników''. Chodzi o to - ciągle się o tym przekonujemy - że trzeźwy osąd przegrywa z potęgą zbiorowego mitu. Dla historyków żydowskich badających Zagładę w centrum uwagi były ofiary. Sprawcy mieli być przeklęci i wykluczeni z opowieści. Natomiast dla Hilberga sprawcy byli bardzo ważni - to oni przecież dokonali Zagłady. Istotny był także spór o źródła. Większość historyków koncentrowała się na świadectwach żydowskich ocalonych. Tymczasem - zdaniem Hilberga - ocaleni ''nie są próbą losową nieistniejących społeczności, szczególnie jeśli się szuka typowych reakcji żydowskich i sposobów przystosowania się do procesu zagłady. (...) Zazwyczaj pomijają tło swych przeżyć. (...) Nawet gdy mówią o sobie, niekoniecznie podają przyziemne informacje o swojej sytuacji finansowej czy stanie zdrowia. Życie w getcie i pierwsze obozy pracy nie zajmują wiele miejsca. Dominujące tematy to deportacje, obozy koncentracyjne, obozy zagłady, ucieczki, ukrywanie się i walki partyzanckie. To zrozumiałe, że ocalali rzadko mówią o doświadczeniach najbardziej poniżających czy zawstydzających''. Zdaniem Hilberga w historiografii żydowskiej ''ofiary żydowskie muszą być przedstawiane jako bohaterowie'', którzy stawiają opór. Niektórzy zaliczali do uczestników oporu także żołnierzy - Żydów w armiach sojuszniczych czy uczestników wojny domowej w Hiszpanii. Inni nazywali oporem opiekę nad chorymi w szpitalach w gettach. Niemniej - zauważa Hilberg - najważniejsze były zbrojne akty walki. ''Obraz bojownika z bronią w ręku - pisał Hilberg - jest pokrzepiający. Coś, co pociesza, może zostać ocalone z katastrofy. W ramach oporu nie współpracuje się ze sprawcą, nie wykonuje się jego poleceń, nie idzie się potulnie na śmierć. W Izraelu takie wyniesienie Żydów z getta było szczególnie ważne''. Emocje były ogromne; to one stały u źródeł stereotypu ''o bohaterstwie szeroko rozpowszechnionym w gettach''. Ten stereotyp uderzał w konkluzje badań Hilberga - badacz nazwał to kampanią egzaltacji. ''Gdy stosunkowo odosobnione - komentował Hilberg - czy sporadyczne akty oporu przedstawia się jako typowe, zaciemnia się podstawową cechę działań podejmowanych przez Niemców. Zagłady Żydów nie można już sobie wyobrazić jako procesu. Drastyczna rzeczywistość bezlitosnego zabijania mężczyzn, kobiet i dzieci przekształca się w umyśle w bardziej znajomy obraz walki - choćby nierównej - między walczącymi stronami''. Spór o opór miał jeszcze inny wymiar. Ci, którzy uważali się za uczestników rzeczywistego oporu, poczuli się zaniepokojeni. ''Jeśli heroizm - pisze Hilberg - jest atrybutem, który można przypisać każdemu członkowi społeczności Żydów europejskich, umniejsza to osiągnięcia nielicznych podejmujących jakieś działanie. Gdy żydostwo stanęło w obliczu zagłady, niezależnie myślący Żydzi ostro odróżniali siebie samych od wszystkich tych, którzy się do nich nie przyłączyli''.
Hilberg był zdania, że ''wyolbrzymianie oporu zaciemniało obraz rzeczywistego życia w gettach i obozach''. Swoiste ''zrównywanie'' bojowników z tymi, którzy byli bierni, prowadzi do rozmywania wielu faktów ''związanych z organizowaniem obrony w ostrożnej, niechętnej społeczności żydowskiej; jest to również sposób odcinania się od wielu pytań dotyczących tej społeczności, jej rozumowania i strategii przetrwania''. Bez tych pytań nie da się napisać uczciwej historii Żydów tamtego czasu. Ani też - dodajmy - uczciwej historii żadnego narodu. Toteż Hilberg stawia pytania niewygodne, drąży temat, szuka uparcie drogi do zrozumienia tego, co się wydarzyło; drogi do prawdy. Powiedzmy od razu - z kart tej książki nie wyłania się autor przesadnie skromny i sympatyczny. Swoje podejście do badań nad Zagładą określał jako ''samotne płynięcie pod prąd głównego nurtu myśli żydowskiej''. ''Na moim polu - dorzucał - filistrów można znaleźć wszędzie. Otacza mnie pospolitość, banały i klisze''. Był prawdomówny i szczery aż do bólu, gdy notował: ''bojownicy żydowskiego ruchu oporu zostali upamiętnieni w rzeźbie - ogromnym pomniku stalinowskim stojącym w centrum Warszawy''. A pisząc o judenratach, zauważał, ''do jakiego stopnia niemiecki aparat liczył na ich współpracę. Prowadzona przez nie polityka przystosowania zakończyła się katastrofą. (...) Judenraty były nie tylko narzędziem w rękach niemieckich, lecz także instrumentem społeczności żydowskiej. Strategia, jaką stosowały, stanowiła kontynuację polityki przystosowania i adaptacji praktykowanej przez Żydów od wieków. Nie mogłem oddzielić przywódców żydowskich od reszty ludności, ponieważ moim zdaniem ludzie ci uosabiali istotę uświęconej przez lata reakcji Żydów na niebezpieczeństwo''. Czy może dziwić, że taka konkluzja wywołała gorycz i gniew w kręgach żydowskiej opinii publicznej? Czy istnieje na świecie naród, którego reakcje byłyby odmienne? Ta książka jest opowieścią o wyboistej drodze historyka, a także odwetem na krytykach, którzy zatruwali mu życie. Warto - sądzę - rozumieć opór krytyków Hilberga i gniew opinii publicznej, warto także rozumieć upór badacza. Historia tego konfliktu to przecież żydowski wariant dawnego polskiego sporu o esej Jana Błońskiego ''Biedni Polacy patrzą na getto'' i niedawnego o zbrodnię w Jedwabnem i o książkę Jana T. Grossa na ten temat. Opinia publiczna zawsze broni stereotypu własnej narodowej niewinności. A siłą kultury narodowej są intelektualiści, którzy dążą do prawdy - także wbrew stereotypom o niewinności własnego narodu. Raul Hilberg, ''Pamięć i polityka. Droga historyka Zagłady'', przeł. Jerzy Giebułtowski, wyd. Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2012 źródło: http://wyborcza.pl/2029020,76498,13813171.html www.holocaustresearch.pl> |